Tydzień po 19 urodzinach zostaję mamą. Od pierwszej minuty życia Filipa jestem w nim bardzo zakochana. Rola mamy jest dla mnie stworzona, jakbym urodziła się właśnie po to! Mam 21 lat i rodzę cudną córeczkę Maję. Bycie mamą ładuje mnie energią, studiuję, zajmuję się domem, dziećmi, mężem, psem i kotem. Moje marzenia się spełniają. W kwietniu 2017 roku, gdy mam 26 lat, rodzi się moje trzecie, mocno wyczekane dziecko, Polka. Jestem przeszczęśliwa!!! POTRÓJNIE!!!Byłam tak bardzo szczęśliwa. Chwileczkę. Kilka dni. Przez „to”.
Dzień po porodzie, położna zauważa, że nie przystawiam córeczki do prawej piersi. Zaniepokojona bólem, który odczuwam, umówiła mnie na pilną konsultację onkologiczną. Onkolog nie jest mocno zaniepokojony, podejrzewa cysty lub torbiele, w najgorszym wypadku słyszę, że będą musieli ściągnąć mi jakiś płyn. Dostaję skierowanie na USG i dla pewności na biopsję. Jestem spokojna, niczego się na prawdę nie spodziewam.Na USG, radiolog nie zostawia mi żadnych złudzeń. Nigdy nie zapomnę tej chwili... Płakałam jak dziecko.
Świat mi runął. Mam złośliwy nowotwór piersi. Na biopsji wyglądam jak cień człowieka. Korytarz, poczekalnia, mnóstwo ludzi i JA-sama, przywieziona przez karetkę, zaraz po niszczącym mi świat, badaniu USG. Płakałam w niebogłosy, ludzie pytali czy mi pomóc, a ja pamiętam to wszystko jak przez mgłę. Nie byłam w stanie nikomu odpowiedzieć. Nic prócz smutku panującego wokół, nie pamiętam.Odwieźli mnie na oddział noworodkowy. Towarzyszy mi jeszcze nutka nadziei, że radiolog się pomyliła, że wynik biopsji mnie uratuje - NIE URATOWAŁ. Potwierdzają się najgorsze obawy. W badaniu znaleziono komórki nowotworowe.
Zamiast łez szczęścia, towarzyszących mi i mojej rodzinie, wynikających z nowego życia, są łzy rozpaczy.Nie radzę sobie, jestem załamana. Jeszcze nigdy w życiu się tak nie bałam. Tak bardzo chcę do domu. Chcę do moich dzieci. Tak strasznie tęsknię.
Zostawiono mnie na oddziale jeszcze kilka dni, by jak najszybciej wykonać wszystkie badania, w tym kolejną, dokładniejszą biopsję, by określić rodzaj nowotworu - od tego zależy schemat leczenia. Dwa tygodnie czekania w strachu na wynik. I kolejny cios...
Nowotwór o najwyższym stopniu złośliwości i najgorzej rokujący - tak zwany, potrójnie ujemny. Brak celowanego leczenia. Statystyki są bezlitosne
Wszędzie widzę szczęśliwe matki, kobiety w ciąży, wszyscy wręcz emanują szczęściem i radością. A ja... czuję się smutna. Czuję, ze coś uciekło mi bezpowrotnie, że już nigdy nie wróci. Urodziłam swoje wymarzone i wyczekane trzecie dziecko i ledwo pamiętam okres noworodkowy. Ten okres, kiedy mama powinna wąchać z miłością główkę noworodka, kiedy powinna ze szczęściem patrzeć jak dziecko zasypia przy jej piersi pijąc mleko. Przy piersi, której wolałabym nigdy nie mieć. Czas uciekł mi przez palce. Wszystko odbyło się pod osłoną tragedii, rozpaczy i smutku. Zamiast radości, spokoju i pięknych chwil, mam w głowie żal, rozchwianie i niepewność. Boję się.
Mam wspaniałą rodzinę, która potrafi z wielką miłością zajmować się moimi dziećmi. Ale ja też chcę się nimi zajmować, przyklejać plastry na potłuczone kolana, uczyć czytać i pisać, a za 10 czy 15 lat czekać po nocach jak nie będą wracać na czas z imprezy. Mam takie szczęście w domu! POTRÓJNE! Spełniłam moje największe marzenie o trójce dzieci i jestem bardzo szczęśliwa! Ale mam jeszcze jedno marzenie i bardzo Was proszę, żebyście pomogli mi je spełnić. Chciałabym je wychować.
Przede mną stoi bardzo trudny przeciwnik. Złośliwy. Zajął mi węzły pachowe, nadobojczykowy oraz węzeł na szyi. Lekarz powiedział, że rokowania są gorsze przez te przerzuty. Ale! Ale weszłam na ten ring i będę walczyć, aż przeciwnik padnie i nigdy nie wstanie.
Jest mnóstwo doniesień o dostępnych metodach, mogących pomóc uporać mi się z tą chorobą, tylko wszystkie one, niestety wiążą się z dużymi nakładami finansowymi.
Chciałabym uzbierać środki, aby poddać się zabiegom hipertermii (koszt samego pojedynczego zabiegu to ponad 1000 zł- do tego konsultacje i dojazdy), móc kupować wszelkie zalecane suplementy, olej CBD, utrzymywać dietę. W większości zabiegi i konsultacje, wymagają dojazdów w różne części Polski, co wiąże się niemałymi kosztami.
Każda, nawet najmniejsza pomoc, przybliża mnie do wygrania walki o zdrowie i normalne życie. Będę ogromnie wdzięczna, za wszelkie okazane wsparcie.